Wyprawa na Maltę i Gozo

by 11/05/2013
Bilety na Maltę spadły nam trochę z nieba. Szukaliśmy ciepłej alternatywy na chłodny listopadowy weekend, a że już dawno myśleliśmy o Malcie, Ryanair nas poratował. Choć to tylko 3 dni, warto było skosztować Gozo i upewnić się w tym, że jest to miejsce stworzone na freedivingowe wyprawy :)

Ponieważ początkowo miało nas być dwoje, wkupiliśmy jeden duży bagaż rejestrowany do 15kg z myślą, że starczy na sprzęt namiot i śpiwory. Jednak liczba uczestników szybko wzrosła do 5 i okazało się, że 3 komplety freedivingowych płetw nie tyle zajmują cały 90-litrowy plecak, co ważą razem 9kg, a gdzie reszta i nasz słoik z Nutellą np?! Nic, trzeba było dokupić bagaż :/ a ołów w podręcznym - mina strażników przy security check na widok czarnej plamy na skanerze - bezcenna :)

W listopadzie woda jeszcze ciepła i wystarczająca okazała się pianka 3mm. Jedyne co nam doskwierało to nieustające burze, jedna za drugą :D Swoje nurki planowaliśmy z genialnego nurkowego przewodnika z fajnie przygotowanymi mapkami podwodnego świata.




Ucieczka do auta przed burzą i wszystko w błocie, a najbardziej Jacek :)



Efekt zabaw światłem latarki :)



 Przykładowe mapki z przewodnika:



Inland Sea z tunelem prowadzącym na otwarte morze. Tutaj w godzinach porannych lepiej nie pokazywać się bez boi z uwagi na pływające tamtędy łodzie. Wieczorem kiedy zwiną się rybacy i ekipy nurkowe robi się pusto i spokojnie. Z drugiej strony towarzyszący nam w tunelu nurkowie z latarkami to świetny klimat :) 




Reqqa Point na Gozo to miejsce przygotowane na nurkowanie z brzegu - ściana od razu na około 25m, nieco dalej już 30,40 i 50m. Nic tylko wrzucić boje tak, żeby nie wypadały z niej fajki :( i rura w dół przy linie.






I znowu przegania nas nawałnica :(





Głównym celem naszej wyprawy była m.in. farma tuńczyków. Można powiedzieć, że zdążyliśmy w ostatnie chwili, bo dzień później rozpoczynały się "żniwa" i tuńczyki miały zostać wysłane do Japonii. 
Taka farma budzi w nas mieszane uczucia...
Najpierw oglądamy taki film (patrz poniżej) i o niczym innym nie marzymy, a kiedy dowiadujemy się skąd biorą się te tuńczyki na farmie i że wkrótce to będzie jedyne miejsce gdzie będzie można je zobaczyć, zaczynamy mieć wyrzuty sumienia, że płacąc za wstęp przykładamy do tego rękę...



Farma to nic innego jak duże sieci  na morzu, w formie wielkich "skarpet", głębokich na 30-40m, w których ok 400-kilowe tuńczyki pływają w kółko. Mieliśmy to szczęście, że razem z nami byli też nurkowie w sprzęcie i wyganiali tuńczyki trochę płycej, bo jednak zejść na 25m w ciągu godziny, we freedivingu nie wiele można zrobić. Czasami zaraz po wynurzeniu padało hasło "znowu są pod nami!" i bez odpoczynku śrubowało się z powrotem na dół. Huh! Dla bardziej wprawionych wrażenia na pewno jeszcze lepsze, no i ten niepowtarzalny zapach unoszącego się na powierzchni tłuszczu, który zabraliśmy ze sobą do Polski na maskach, piankach i płetwach mmmm :D

Śmiesznym akcentem była rozmowa z innymi freediverami, którzy towarzyszyli nam w wycieczce na farmę:

- Jesteśmy tu bo widzieliśmy taki film na Youtube.
- Ten magiczny od Dmitry?
- Tak!
- No to my też dlatego tu jesteśmy :)




PJ FREEDIVING

Autorzy bloga

Jacek Master Instruktor Freedivingu AIDA i aktywny zawodnik

Pati support / social media / herbatka :)