Był to jeden z lepszych wyjazdów do nurkowej mekki Europy. Całkiem dobre warunki na morzu, jeden duży samochód, dobry plan nurkowy, skuter i w końcu ekipa No Tea No Free w pełnym składzie :)!
Bazą startową ponownie było miasteczko Bugibba. Już z samolotu widzieliśmy, że morze jest spokojne dlatego zaraz po przylocie i zakwaterowaniu pognaliśmy na Cirkewwa zaatakować wrak P29. Kiedy część ekipy penetrowała ściany i grotki, my z Michałem zrobiliśmy sobie trening głębokościowy przy wraku. Miałem okazję przetestować nowe fluidy, które dały radę nawet podczas zwiedzania wraku :D
Drugiego dnia zapowiadany był szkwał między 13:00-15:00 dlatego zaplanowaliśmy, że zrobimy nurkowanie z samego rana na wraku Um el Faroud, na drugim końcu wyspy. Szkwał przeczekamy na lunchu i damy drugiego nura. Niestety pogoda zrobiła psikusa i zaserwowała sztorm od razu z samego rana. Podjechaliśmy na wzgórze, aby potwierdzić swoje obawy... bałwany na morzu, nici z nurkowania. Przed deszczem najlepiej schować się pod ziemią, więc wybraliśmy się na zwiedzanie katakumb w Rabacie (Like). W południe zaczęło się przejaśniać, a morze się uspokajało. Warunki były dobre więc wskoczyliśmy do wody. Był to mój pierwszy raz na tym wraku, wyczekany i zasłużony :) Uszy puszczały, siadł więc kolejny trening - obie nasze Justyny zrobiły PB :) Ja sam cieszę się ze zwiększonej głębokości operacyjnej. Mogłem w końcu spędzić więcej czasu na pokładach wraków na około 26 metrach. Po ponad 2 godzinach w wodzie czekała na nas nagroda - polecone przez Mirka i zamówione wcześniej spaghetti z ośmiornicą.
Szkwał przechodzi
Dnia trzeciego mieliśmy zaplanowane wypłynięcia z bazy Mirka (Malta Nurkowanie). Na start popłynęliśmy ze scubasami na Qawra Point. Celem było znalezienie wraku, przy którym na 30m znajduje się 3-metrowa statua Chrystusa. Niestety ani statua ani wrak nie były obojkowane. Z pomocą nawigacji i współrzędnych z internetu, udało mi się naprowadzić łódź prosto nad statuę, niestety prąd na powierzchni był taki silny, że zanim kapitan ogarnął sterowanie łodzią, a pomocnik rzucanie kotwicy (!?) straciliśmy nasz punkt. Scubasy weszły pod wodę i jakoś sobie ogarnęli poszukiwania. My po zrzuceniu bojki rozpoczęliśmy poszukiwania przy pomocy skutera. Przepychanie w prądzie bojki z balastem w odpowiednie miejsce nas tak wykończyło, że nie wyszedł zaplanowany głęboki trening, a na Chrystusa udało się nam ostatecznie zejść dwa razy. Dobre i to!
Następne w planie było Comino, i zabawa na wraku P31. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu (ponad 2 godziny) aby wybawić się na wraku i pozaczepiać inną grupę nurkową :P
Po powrocie z Comino, mieliśmy pół godzinki na odpoczynek na stałym lądzie, kiedy scubasy pojechały ładować butle przed wieczornym nurkowaniem z tuńczykami. Gdyby nie skuter, trzy atrakcje jednego dnia nie byłby wykonalne dla freedivera! Szczególnie takiego z chorobą morską :P
Cola odmula!
Uprząż do skutera :)
Tuńczyki jak zwykle nie zawiodły, aczkolwiek mimo grupy scubasów, nie pływały tak płytko jak ostatnio. Ach ten kochany skuter - podwodne taxi dało rady :D
Wieczór skończyliśmy ponownie w Ocean Basket na wypasionej kolacji z owocami morza. Było nas 35 osób, razem ze scubasami z Polski, z którymi spędziliśmy dzień na łodzi - istne polskie wesele!
Dnia czwartego już o świcie pognaliśmy na prom na Gozo. Celem było zaatakowanie Inland Tunel. Na miejscu okazało się, że warunki w tunelu są całkiem dobre, ale ktoś po zawaleniu Azure Window wymyślił nowy biznes i rozwinął rejsy motorówkami przez tunel. Przy wyjściu na otwarte morze grubo bujało. Widok łódek wypchanych turystami, bez kapoków(!), wpływających do tunelu, nie zwiastuje w przyszłości nic dobrego :( Dla nas zrobiło się nieciekawie już po 20 minutach, kiedy do tunelu zaczęły z dużą prędkością wpływać RIBy. Zero czasu na reakcje! Zdaliśmy sobie sprawę, że jest to bardzo niebezpieczne i po pół godziny się stamtąd zwinęliśmy. Każdy zobaczył co miał zobaczyć :P Ciekawe jednak jest to, że mimo wzmożonego ruchu motorowodnego w tunelu, na miejsce przyjeżdżały kolejne grupy scubasów. Niekontrolowane wynurzenie, szczególnie w przypadku problemów z pływalnością u niedoświadczonych nurków mogło się skończyć tragicznie. Ktoś powinien zająć się tym tematem i wprowadzić organicznie czasowe np. ruch dla motorówek tylko w wyznaczonych godzinach, kiedy nie ma tam nurków lub odwrotnie.
Z planów zwiedzania zawalonego Azure Window też nici, ze względu na duże falowanie. Pozostała zabawa w Blue Hole'u, m.in. chodzenie do góry nogami po archu ;)
Na miejscu spotkaliśmy Polaków, w tym Jacka, który ma bazę nurkową na Gozo. Polecił nam głęboki trening na Middle Finger gdzie były tego dnia doskonałe warunki i 40m z brzegu. 4/6 ekipy miało dość i chciało się spalić na słońcu więc trening zrobiłem tylko z Michałem. Siadły mi tam fajne 39-ki bez żadnego mouthfilla i w zwykłej masce.
Smażing
Ostatnia miejscówka na zakończenie tripa to Mgrarr ix Xini, osłonięta zatoka z grotkami. Warunki super, woda tak cieplutka, że ekipa pozrzucała dół pianek i świeciła pośladami :D Polecałem i dalej polecam legginsy na siłkę z Decathlonu, jak nie chcecie sobie przypalić tyłka ;)
Cola = wakacje!
Wieczór spędziliśmy podziwiając solne panwie na Reqqa Point, tam gdzie podczas niedzielnego szkwału działy się straszne rzeczy z nurkami. Zobaczcie poniżej co się działo z nurkami, którzy zaczynali nura w normalnych warunkach :/
Środa dzień pakowania, buszowania po sklepach dla nurków i freediverów w poszukiwaniu gadżetów których nie opłaca się ściągać ze scubastore'a - w jednym były nawet adidasy Omera!
Podsumowując - wszyscy cali i zdrowi, zero strat w sprzęcie, nowe doznania i jeszcze więcej doświadczenia :) Niby mamy już dość Malty, ale jak widać nie da się tam nie wracać :D
Rok 2018 - here we come!