Rachunki wyrównane!
Wróciliśmy właśnie z drugiej podróży do Japonii i w końcu ważnym punktem wyjazdu, oprócz kwitnących wiśni, było nurkowanie :)
Marzyliśmy o prefekturze Okinawa od paru lat, mając w głowie podwodne monumenty Yonaguni. Jednakże kiedy zgłębiliśmy temat okazało się, że ramy czasowe są zbyt małe aby wypuścić się tak daleko dla tej jednej atrakcji (rzadko pływające i czasochłonne promy). Okazało się nawet, że taniej i bliżej będzie się do niej dostać z Tajwanu - next time :P Dlatego skupiliśmy się na wyborze wyspy, która oferowała coś więcej niż jedną miejscówkę. Opinie w internecie oraz naszej kumpeli Kingi były raczej jednogłośne - najpiękniejsza pod wodą jest
Miyako. Główna wyspa Okinawy owszem ma ładne miejscówy, ale dostępne z łodzi za grubą cenę. Ishigaki oferowała spot z mantami, ale research pokazał że manty jednak rzadko się tam spotyka i trzeba mieć szczęście. Dodatkowo mieliśmy ten argument, że mant mieliśmy sporo na Malediwach, więc może warto postawić na coś nowego? Zbadaliśmy wszystkie spoty nurkowe na Miyako, na podstawie materiałów online oraz zdjęć z Google Maps i położeniu łodzi nurkowych. Część miejsc była w naszym zasięgu z brzegu. Wystarczyłoby tylko wynająć balast z jakiegoś centrum nurkowego i radzić sobie samemu (życie to potem oczywiście zweryfikowało :)).
Nic tak sobie nie cenimy w kwestii urlopów jak czas, dlatego zdecydowaliśmy się na najkrótszy i bezpośredni lot z Tokio (Haneda) na Miyako, bez zbędnych całonocnych postojów w Naha. Po 3 godzinach byliśmy na miejscu, gdzie czekał na nas przedstawiciel małej wypożyczalni samochodów. Ceny były bardzo korzystne w porównaniu do innych wypożyczalni, a dodatkowo nie robili oni problemów obcokrajowcom, nie potrzebowali przedpłaty, ważne było tylko aby międzynarodowe prawo jazdy było wydane na mocy Konwencji Genewskiej z 1949r., a nie Wiedeńskiej z 1968r., bo takiej Japonia nie respektuje.
Kei-car czyli Honda That's, który zarezerwowaliśmy okazał się wystarczający dla naszej czwórki i bagaży. Więc bez obaw można taki rezerwować! Nocleg znaleźliśmy w klimatycznym hostelu, a raczej japońskim domu przerobionym na hostel. Gospodarz jak się okazało jest instruktorem scuba więc od razu po zameldowaniu starał się pomóc znaleźć nam bazę nurkową, która zgodzi się wypożyczyć sam balast. Tu oczywiście zaczęły się schody. Większość telefonów, które wykonał nie przyniosła rezultatów, po pierwsze przez to, że chcieliśmy coś robić na własną rękę a dwa, że był to "freediving" dla niektórych chyba jakaś nowość! Zdziwiła nas bardzo... zdziwiona reakcja Japończyków na nurkowanie bez butli :D Przecież sami Japończycy w tym sporcie to spora część środowiska i historii, a jednak większość spotkanych osób, związanych z nurkowaniem, nie wiedziała o swoich własnych mistrzach i rekordzistach świata... Owszem byliśmy przygotowani na brak balastu do bojki, biorąc specjalny worek na piasek/kamienie, ale nikt nie brał kostek na pas, wiedząc, że będzie resztę wyjazdu podróżował po Japonii z plecakiem. Stwierdziliśmy więc, że lepiej będzie pojawić się osobiście i grać pewnego siebie, a nie demaskować się jako oszołom przez telefon :P Wygrała baza z największą liczbą opinii w Googlach i okazała się szczęśliwym wyborem :)
Zostaliśmy bardzo miło przywitani przez Shinsuke i ekipę, i mimo bardzo podstawowego angielskiego (Kali pić, Kali jeść) udało się dogadać. Okazało się że oczywiście gówno wiemy o prognozach morskich, pływach itp. To że sobie wejdziemy z brzegu i przepłyniemy nad rafą kilkaset metrów to nie znaczy, że potem tak samo wrócimy, bo np. złapie nas odpływ i nie przebrniemy potem tej odległości po wystającej rafie. Zdecydowaliśmy się więc wbić na łódź z nurkami scuba, na dwie sesje po południu kiedy morze się uspokoi. Cena wychodziła około 150zł od osoby za dwie sesje - więc właściwie bardzo po europejsku i o wiele taniej niż na głównej wyspie Okinawy. Baza nurkowa tak się przejęła, że ściągnęła Brytyjczyka, który mieszka na Miyako aby towarzyszył nam na łodzi i tłumaczył co się dzieje. W sumie całkiem niepotrzebnie, bo naprawdę szło się dogadać i zrozumieć plan działania. To jest po prostu cecha Japończyków, że wstydzą się swoich umiejętności z języka angielskiego i wolą unikać takiego kontaktu :D Dostrzegliśmy, że oprócz nas nie było żadnych obcokrajowców, również na innych łodziach nurkowych. Mieliśmy podwójne poczucie wyjątkowości, bo raz że freediverzy, dwa że nie Japończycy :D Może dlatego był taki ład i porządek, nie było opóźnień, darcia ryja, syfienia, przepychanek i cwaniactwa - elementów nieodzownych na łodziach z nurkami scuba, w innych turystycznych miejscach. Łódź ZEN po prostu! Oczywiście my też staraliśmy się pokazać z najlepszej strony, że jesteśmy solidni, odpowiedzialni i dobrze zorganizowani. W ogóle podczas całej podróży po Japonii byliśmy jak japońskie pociągi, ani razu się nie spóźniliśmy i niczego nie zwaliliśmy - tak nam się udzieliła ta kultura :)
Dostanie się na pierwsza miejscówkę nurkową zajęło nam 15 minut, wiedząc o tym ubraliśmy się już na brzegu żeby nie tracić potem czasu (pilnując aby szuwaks nie trafił do morza!), dlatego też mogliśmy jako pierwsi wskoczyć do wody i korzystać z sesji dłużej niż scuba. Pierwsze zetknięcie z wodą - "o kurde zupa!". Co prawda to tylko 24 stopnie, ale temperatura powietrza była dużo niższa od wody, 18 stopni plus wiatr, to spowodowało takie przyjemne odczucie. Pierwsze spojrzenie pod wodę i to przy braku słońca? "Wow, toż to wizura 20-30 metrów, a te struktury skalne?!". W tym momencie wiedzieliśmy, że warto było tu przylecieć i skorzystać z pomocy bazy nurkowej! O tym drugim przekonaliśmy się jeszcze bardziej następnego dnia, kiedy chcieliśmy wejść z brzegu :D
Wracając do pierwszego dnia nurkowego - Miyako słynie z podwodnych tuneli, archów i grotek. Pierwszego dnia zabawa była super więc apetyt rósł. Ponieważ następnego dnia nie było miejsca na łodzi, chcieliśmy spróbować sami nowej miejscówki, wskazanej nam przez Shinsuke. Miejscówki w punkcie dla surferów, którzy też patrzyli na nas jak na oszołomów, chyba tylko jeden pokazał gest, że jesteśmy cool i super :D Dotarcie do miejsca gdzie zacumowane były łodzie nurkowe, to paręset metrów z płetwy i ominięcie fal na których bawią się surferzy. Spaliliśmy nogi, niektórzy lekko zestresowani mijając po drodze węże morskie, ale udało nam się znaleźć arch, na którym nam zależało i tunel 15m -15m -15m. Czuliśmy się obserwowani przez wszystkie łodzie - zapewne byli przerażeni tym co robimy :D Ktoś aż wskoczył do wody i po cichaczu przysnorkelował do nas zobaczyć co wyprawiamy, z wrażenia chyba zaniemówił i zwinął się. Scubasy pod wodą zaś byli zaciekawieni naszym workiem balastowym i prawie odpięli nam rzep zabezpieczający balast :/ Wiatr robił się silniejszy, więc po zrobieniu swojego zwinęliśmy bojkę i wróciliśmy tą samą trasą, jeszcze bardziej spalając sobie nogi. Po czymś takim już nikt nie miał tego dnia ochoty na drugą sesję, tym bardziej, że się rozpadało.. i co z tego że pod wodą nie pada :P
Kiedy wróciliśmy wieczorem do bazy, po namiary na nową miejscówkę i prognozy, okazało się, że jednak jesteśmy wygodniccy i skoro jest miejsce na łodzi i jeszcze dostaniemy zniżkę (100zł za dwie sesje) to długo się nie zastanawialiśmy. Na łodzi, która dzieliśmy tylko z parą scubasów był kibelek, ciepła woda i zero pośpiechu. Mogliśmy po ostatnich nurkowaniach wypłukać cały sprzęt, umyć się ciepłą słodką wodą i do tego mieliśmy przebieralnie (która będzie naszym następnym zakupem na Zakrzówek :P). Bardzo to zaoszczędziło nam czasu, bo mieliśmy ostatnie godziny słońca aby wysuszyć pianki i przy okazji zrobić plażing bez konieczności wracania do noclegowni:) Co do samych miejscówek nurkowych, to tym razem piękne słońce odkryło kolory rafy i turkus wody - jak na Malediwach! Jedno jest pewnie, mało nam i na bank wrócimy tam na dłużej!
Klimat wyspy Miyako jest bardziej hawajski niż japoński. Styl jazdy samochodem to przeciwieństwo Tokyo Drift :P Knajpy są pootwierane jak im się podoba :) Mieszkanie w hostelu w japońskim stylu to super doświadczenie, bo więcej nocuje tam japońskich turystów, z którymi można spędzić fajne wieczory na tatami przy piwku.
Na Miyako jest jeszcze mało turystów albo są dobrze poukrywani w resortach. W samolocie byliśmy właściwie jedynymi białymi ludźmi. Niestety wieści głoszą, że budowany jest na Miyako port dla wielkich wycieczkowców, a kiedy zostanie ukończony to wyspę zaleją tysiące turystów z Chin, którzy nie ma co ukrywać, na pewno przyczynią się do zniszczenia tego pięknego miejsca :(
Śpieszcie się więc jeżeli chcecie doświadczyć spokojnego klimatu Miyako i zobaczyć ciekawe krajobraz pod wodą - dla nas to było coś nowego, mimo braku dużych zwierząt zachwyciły nas struktury skalne i widoczność!
Bądźcie cierpliwi, a wkrótce dostarczymy film z nurkowania!